Najpoważniejszą wadą tenisa to fakt, że trzeba umieć grać. Nawet utalentowany człowiek musi poświęcić kilka miesięcy na trening z instruktorem, żeby jako tako radzić sobie z piłeczką i żeby gra nie polegała na podawaniu sobie piłki. A i tak w wykonaniu wielu tenisowych amatorów mecz wygląda jak plażowa gra w badmintona; cała sztuka polega na tym, żeby trafić w kort i każde trafienie to sukces i powód do radości.
Zupełnie inaczej jest w squashu. Jako, że ściany grają, a linia autowa jest dość wysoko, wystarczy trafić rakietą w piłeczkę, a ta, gdziekolwiek poleci, będzie ok.
W obu sportach mozolnie szlifuje się technikę i precyzję, ale w squashu jest dużo mniej frustracji z powodu wolnych postępów, a frajda jest gwarantowana już od pierwszej gry.
Przy squashu mniej jest się uzależnionym od pogody; dużo łatwiej utrzymać odpowiednią temperaturę i wilgotność za pomocą ogrzewania, wentylacji, klimatyzacji w zamkniętym pomieszczeniu squashowym niż na potężnej przestrzeni kortu tenisowego.
Chociaż obydwa sporty mocno czuć snobizmem, to jednak tenis trąci zdecydowanie bardziej.